Tak jak tego chcesz, cz. 7 z 7
Kilka osób, rannych,
upadło na podłogę. Tuż obok głowy Tommiego świsnęła kula i dziewczyna, która
siedziała za nim, osunęła się martwa z dziurą w czole. Ludzie na sali wpadli w
panikę i zaczęli uciekać, przewracając krzesła i wpadając na siebie nawzajem.
Tommy, popychany przez tłum, parł przed siebie, nie mogąc skręcić w żadną stronę
ani się zatrzymać. Znowu usłyszał strzały, krzyki i odgłos upadającego ciała.
Poczuł, że zbiera mu się na wymioty, ale jakoś nad tym zapanował. Razem z falą
ludzi wypadł tylnym wyjściem na korytarz. Ktoś go wypchnął i znalazł się poza tłumem.
Wcisnął się w kąt pomiędzy skrajną szafką a ścianą i poczekał aż ostatnie osoby
przebiegną obok niego. Już chciał wyjść zza szafki,
gdy usłyszał powolne kroki i odgłos przeładowywania broni. Napastnik szedł
niespiesznie i z namysłem, szukając kolejnych ofiar. Przystanął na chwilę, po
czym znów ruszył, idąc wzdłuż rzędu szafek. Był coraz bliżej.
Żeby
tylko mnie nie znalazł... Żeby nie znalazł..., myślał Tommy,
przywierając mocno plecami do ściany.
Nagle
usłyszał, że ktoś biegnie. Rozległ się strzał, ale chłopak musiał chybić, bo również
zerwał się do biegu i po chwili obydwa odgłosy ucichły gdzieś w drugim
korytarzu.
Tommy
wiedział, że musi pójść za nim i to wszystko zakończyć. Wiedział... ale bał się
jak cholera.
Mimo
to, poszedł. Znalazł chłopaka z karabinem w sali od biologii, jak trzymał na
muszce kilku uczniów, próbujących ukryć się za sztucznym szkieletem, wolnostojącą
planszą przedstawiającą ludzkie organy wewnętrzne i innymi groteskowymi rekwizytami.
Teraz opuścił karabin i celował do nich z pistoletu, rozkoszując się zapewne
tym, że za chwilę wystrzela ich jak kaczki.
Tommy,
stojący w drzwiach, nie został przez niego zauważony, ponieważ chłopak odwrócony
był do niego plecami. Zamknął oczy, wytężył wszystkie siły i pomyślał: Niech
on już nigdy więcej nikogo nie zabije! Kontynuując tę myśl, uchylił powieki
i spojrzał na młodego terrorystę. Ręka z pistoletem powoli zaczęła cofać się i
podnosić, prosto do jego skroni. Tommy chciał to doprowadzić do końca.
Maksymalnie się skoncentrował. Odkrywał w sobie nowe możliwości. Już prawie
doprowadził lufę jego pistoletu do jego głowy...
I
nagle poczuł, że coś go blokuje. W głębi swojego umysłu usłyszał głos:
Przestajesz
być zabawny.
Tommy
zamrugał ze zdziwienia. Chłopak w moro zamarł w pół ruchu z pistoletem
uniesionym blisko brody. Uczniowie patrzyli przerażeni.
Odwróć
się – znowu ten obcy głos.
Tommy
się odwrócił. Za nim, na korytarzu, stał got, który chodził z nim na lekcje do
profesora Langa. Cały ubrany na czarno, spoglądał na niego spod kurtyny skołtunionych
włosów. Tommy przysiągłby, że gdzieś pod nią maluje się drwiący uśmieszek.
Za krótko chodziłeś na
lekcje profesora, co? Ja chodziłem
wystarczająco długo. Kiedy zrozumiał, że już wszystkiego mnie nauczył... pękło
mu serce!
Tommy
zamarł.
I
wiesz co? Tobie też chyba pęknie!
Tommy poczuł bolesne ukłucie w
piersi. Potem jeszcze jedno, tylko gorsze. Z ust wyciekła mu krew. W głowie słyszał
szyderczy śmiech. Kątem oka zobaczył, że chłopak z pistoletem znów celuje do
innych uczniów i zabija ich jednego po drugim. Jeszcze raz zobaczył błyszczące
spod włosów oczy gota. A potem – jeszcze jedno ukłucie... i nastąpił koniec.
Koniec
Ciepłe uczucia wobec Tommiego? Przeczytaj Mroźną otchłań
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz