Weszła
do kuchni, przeciągnęła się, ziewnęła i przeczesała palcami
zmierzwione włosy. Dopiero wtedy rozejrzała się zaspanym wzrokiem.
W
zlewie piętrzyła się góra niepozmywanych naczyń. Westchnęła i
podeszła do niego, żeby się tym zająć. Odkręciła wodę i
zaczęła leniwie szorować talerze.
Zerknęła
w stronę okna. Zrobiło się już jasno. Na skraju parku kręciło
się parę osób z psami na smyczach. Naprzeciwko ich bloku parkował
właśnie jakiś czarny samochód.
Wstawał
nowy dzień.
Zakręciła
wodę i usłyszała dochodzące z pokoju stłumione bi-biip,
bi-biip... Włączył się już budzik .
Wycierając
kieliszek przypomniała sobie wczorajszą kolację. Makaron był
wspaniały, seks też... Już dawno nie było im tak dobrze.
Cóż,
związała się z gliniarzem. Zbyt często nie mieli dla siebie
czasu...
Bi-biip,
bi-biip...
Rzuciła
ścierkę do zlewu. Ten cholerny budzik! Niech on wreszcie wstanie i
go wyłączy.
Ruszyła
w stronę sypialni, żeby go obudzić. Nim doszła do drzwi rozległ
się potworny huk, aż zatrzęsła się podłoga. Przerażona, wpadła
do pokoju.
Zwymiotowała.
W
łóżku ziała nadpalona dziura, a ze ścian i mebli spływały
krwawe strzępy organów wewnętrznych Marka.
Na
zewnątrz czarny samochód ruszył z piskiem opon i odjechał w górę
ulicy.
Angel
opadła bez sił na kolana.
To
chyba nie był budzik...
Koniec