Mroźna otchłań, cz. 5 z 8
– Kim
pani jest? – Andriej patrzył na kobietę spod przymrużonych
powiek. Stali w rzędzie pod ścianą, a ona celowała wciąż w ich
kierunku z broni.
– Porucznik
Isabel Marschall, służba bezpieczeństwa ONZ. – Pokazała na
chwilę odznakę. – Zabezpieczam tę misję. – Popatrzyła po
nich wszystkich i westchnęła. – W razie, gdyby coś wymknęło
się spod kontroli.
Ingrid
starała się zachować bezpieczną odległość od obydwu mężczyzn.
– Pod
tym jeziorem są organiczne nanoboty... – Jej głos drżał. –
Zbudowane na wirusach... Uwięzione od miliona lat... – Spojrzała
na agentkę. – Wie pani, co to oznacza?
– Wiem.
– Rozejrzała się. – Zaraz... Gdzie jest profesor Morimoto?
Rozległ
się mechaniczny jęk i wszystkie światła zgasły. W ciemności
wyraźnie było teraz widać dwie fluorescencyjne postacie. Ich
tętnice i żyły świeciły jaskrawą zielenią. To krążyło w ich
układach krwionośnych.
Jedna
z postaci rzuciła się w stronę Isabel.
– Stój!
Rozległ
się strzał. Kształt upadł, wstrząsany drgawkami. Drugi wahał
się przez chwilę, lecz w końcu podbiegł do niego i przylgnął.
Dała się słyszeć seria przyprawiających o mdłości mokrych
dźwięków i dwa zielone skupiska żył zaczęły się łączyć,
przeplatać i zawiązywać. W końcu stworzyły zupełnie nowy,
przerażający kształt. Rozległ się ochrypły ryk, a potem
ogromny, świecący w ciemności żyłami stwór z tętentem wypadł
z pomieszczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz