Mroźna otchłań, cz. 8 z 8
Dzień
był pogodny. Promienie słońca odbijały się od śniegu i tworzyły
refleksy na szybie pojazdu, który podjeżdżał właśnie do
poczerniałych zgliszczy bazy nad jeziorem Wostok. Ciągnik zatrzymał
się i wysiadło z niego dwóch ubranych w ciepłe kombinezony
mężczyzn.
– Jezu,
co tu się stało... – Jeden z nich pokręcił z niedowierzaniem
głową. Z lodowego pola wyrastały resztki spalonych ścian,
częściowo przyprószone świeżo nawianym śniegiem.
– Hej!
Jest tu ktoś? – Zaczęli chodzić po labiryncie ruin, rozglądając
się uważnie.
W
pewnym momencie jeden z mężczyzn wyszedł za róg zrujnowanego
korytarza i stanął jak wryty. W kącie siedział pies husky.
Zwierzę odsłoniło zęby i zaczęło na niego warczeć.
Instynktownie
zrobił krok do tyłu i wtedy pies rzucił się na niego.
Jeden
strzał jego partnera położył stworzenie trupem.
– Dzięki...
– Odetchnął z ulgą.
– Spójrz.
W
miejscu, w którym jeszcze przed chwilą siedział pies, leżały
przytulone do siebie trzy małe pieski. Mężczyźni podeszli do nich
i przykucnęli, biorąc maluchy na ręce.
– Są
niesamowite.
Pieski
patrzyły na nich szklistymi oczkami. W ich źrenicach migotały
jaskrawozielone iskierki.
– Zabieramy
je?
Koniec
Nie wierzysz w naukę, ale wierzysz w duchy? Przeczytaj Poltergeista
Niesamowite. :)
OdpowiedzUsuń