Samochodowe radio grało cicho. Dookoła panowała
ciemność i Grace widziała tylko kontrolki na desce rozdzielczej i oświetloną
reflektorami część drogi przed sobą.
Właśnie minęła tablicę
powitalną Elk River. Mama i tata ucieszą się, że przyjechała na święta parę dni
wcześniej. Specjalnie do nich nie zadzwoniła – to miała być niespodzianka.
Po bokach zaczęły
pojawiać się niskie zabudowania jej rodzinnego miasta. Grace zwolniła i wrzuciła
niższy bieg. Radio ciągle brzęczało jakąś piosenkę. Zaczęła się zastanawiać,
dlaczego właściwie jest tutaj aż tak ciemno. Był późny wieczór, ale nawet o tej
porze w Elk River było zazwyczaj zapalone sporo świateł. Tymczasem miasto wyglądało
na zupełnie wygaszone.
Nagle na przednią szybę
spadł cienki biały płatek. Potem drugi, czwarty, ósmy i w końcu rozpadało się
na dobre.
Pierwszy w tym roku śnieg!
Grace zatrzymała samochód,
wysiadła i zadarła głowę. Uwielbiała pierwszy śnieg! To było takie świąteczne i
przypominało jej dzieciństwo.
Stała z wyciągniętymi na
boki rękami i zamkniętymi oczami i rozkoszowała się dotykiem zimnych płatków na jej twarzy. Były wręcz
lodowate.
Właściwie to czuła,
jakby zadawały jej ból.
Grace przesunęła dłońmi
po twarzy i zobaczyła na nich krew. Poczuła dotkliwe pieczenie, zarówno na
czole i polikach, jak i na rękach, na które też padały z ciemnego nieba białe płatki.
Kucnęła przy lusterku i ujrzała swoją zakrwawioną twarz. Krzyknęła.
Zza uchylonych drzwi
auta usłyszała głos radiowej spikerki:
– ...omijać miejscowość
Elk River, w której po niedawnym wybuchu w elektrowni jądrowej wciąż szaleje
promieniotwórczy opad...
Grace opadła na kolana. Śmiercionośne
płatki raniły jej twarz i ręce i jej skóra zaczęła się topić.
Z rękami wyciągniętymi przed
siebie niczym w błagalnym geście wznosiła do nieba ociekający bólem krzyk.
Koniec