Cmentarz
Greyfriars, Edynburg
– Kszszsz...
Widzę wejście do krypty... kszsz... kraty są otwarte... ksz... że
tak powiem, ciemno tam, jak w dupie.
– Okej,
Dave, wchodzicie za trzy, dwa...
Cmentarna
aleja z obydwu stron zamknięta była rzędami starych grobowców.
Panowała wieczorna szarówka. Przez chwilę było całkowicie pusto
i cicho – i nagle z dachów zaczęli się wysypywać
antyterroryści. Ustawili się w setki razy przećwiczonych pozycjach
przed wejściem do krypty i kilku z nich wpadło z okrzykami do
środka. Światła latarek natychmiast rozproszyły mrok i ukazały
przerażonych ludzi, przylgniętych plecami do ścian ciasnego
kamiennego pomieszczenia. Pośrodku stał mężczyzna; wysoko nad
głową trzymał czarny pakunek. Był zdezorientowany wtargnięciem
policjantów, ale nie ruszył się z miejsca.
Dave
dał znak pozostałym, żeby przestali krzyczeć, a sam opuścił
broń, zdjął maskę i zrobił krok w jego kierunku.
– N...
nie podchodź!
– Chcemy
ci pomóc. – Ostrożnie zrobił jeszcze jeden krok. –
Porozmawiajmy.
Mężczyzna
rozglądał się nerwowo. Oddychał szybko i miał nienaturalnie
szeroko otwarte oczy. Dave był coraz bliżej.
– Pomogę
ci zrobić to, co chcesz. Wystarczy tylko, że...
Nagle,
jednym szybkim ruchem, Dave wyrwał zamachowcowi paczkę. Dwóch
innych policjantów rzuciło się na mężczyznę i obezwładniło
go, a pozostali już zaczęli wyprowadzać ludzi.
Dave
obejrzał ostrożnie pakunek. Bomba była uzbrojona, ale nie
odpalona. Odetchnął z ulgą. Przesunął światłem latarki po
sklepieniu i ścianach. Cegły były ogromne i osmalone brudem
starości. Na niektórych widać było ślady zadrapań.
Przez
chwilę zakręciło mu się w głowie.
– Nie!
To musi zginąć! Zniszczyło mi życie! – wrzeszczał terrorysta,
szamocząc się.
Dave
oprzytomniał.
– Dobra,
zabrać go stąd.
Gdy
wywlekli mężczyznę, obrzucił jeszcze raz kryptę spojrzeniem.
Niezbyt przyjemne miejsce. Gdyby nie dowodził właśnie akcja,
pewnie ciarki przeszłyby mu po plecach.
Wzruszył
ramionami i wyszedł.