Człowiek
w białym kitlu pochylał się nad leżącym na metalowym stole
ciałem. W półmroku kostnicy wyglądał jak doktor Frankenstein
dokonujący swego dzieła.
Do
zwłok mężczyzny podłączone było mrowie malutkich elektrod, a
profesor Sherman właśnie instalował ostatnią.
A
potem wcisnął ENTER i ciało nagle drgnęło. Trup otworzył
oczy, wstał, wyrywając pajęczynę przewodów i uniósł w triumfie
ręce, krzycząc:
–
Ja
żyję!
Następnie
zwrócił się do siedzącego nieopodal przed laptopem nastolatka.
–
Synu
– rzekł – połowę pieniędzy z ubezpieczenia możesz przelać na konto
profesora Shermana!