Camera obscura, cz. 3 z 5
Poczuł
mdły odór. Znów było ciemno, po świetle ani śladu. Nie miał
ochoty wstawać. Zaczął rozmyślać. Przypomniał sobie, jak
wysiadał z samolotu na lotnisku w Bogocie; jak blondynka z dużymi
cyckami witała go w recepcji kliniki; jak obudził się w...
Chryste.
Przypomniał
sobie wszystko. Ten odór... był nie do wytrzymania.
Odszukał
zwłoki kobiety. Wymacał jej twarz... Była zmasakrowana. W poliku
wyszarpana był dziura; z brzucha wylazło kłębowisko zimnych
flaków.
Zwymiotowałby...
gdyby miał czym.
Dotknął
jej dłoni – brakowało kilku palców. Wzdrygnął się, gdy coś
miękkiego otarło się o jego rękę. Zaraz potem poczuł kłujący
ból. Błyskawicznie wycofał dłoń. Szczur pisnął, ale nie puścił
jego kciuka. Przeciwnie – wgryzł się jeszcze mocniej.
Wtedy
coś w niego wstąpiło. Chwycił zwierzę, oderwał je wraz z
kawałkiem własnego palca i cisnął nim szaleńczo o ścianę.
W
ciemności rozległo się głośne, mokre „plask!”.
Okienko
natychmiast otworzyło się, wpuszczając świetlisty promień. Lecz
on nawet nie drgnął. Klęczał bez ruchu, wpatrując się z
nienawiścią w wypełniony światłem otwór.
A
ból w jego brzuchu narastał. Rozchodził się po całym ciele.
Obezwładniał
go.
Aż
odrzucił głowę w tył i zemdlał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz