Torba z narzędziami uderzyła z brzękiem o ziemię. Wbił szpadel w świeży grunt i zaczął energicznie kopać.
– Oddasz mi to – powiedział.
Księżyc świecił jasno. Na cmentarzu nikogo więcej nie było. Mężczyzna wyrzucał za siebie grudki ziemi.
– Masz coś, co należy do mnie...
Ostrze łopaty uderzyło w coś twardego. Odłożył szpadel i sięgnął po łom.
Otworzywszy wieko trumny, jęknął z rozkoszy. Wbił nóż w suchą skórę zwłok i pracował intensywnie. Po chwili uniósł dłonie wysoko nad głowę. trzymał w nich skurczony organ, kształtem przypominający ziarno fasoli.
Jego upiorny śmiech jeszcze długo unosił się po okolicy.