Szron, cz. 4 z 6
Billy myślał tylko o jednym – jak zachować życie.
Nie, on nie myślał – działał instynktownie. Przeskakiwał z jednej ławki na drugą, a zabójczy szron podążał za nim. Pokrywał każdy stół, na którym on stanął, jak myśląca istota, po czym rozkruszał go i przechodził na następny, nie dając chłopakowi chwili na wytchnienie.
Znalazł się na ostatniej wolnej ławce. Obejrzał się. Szron był tuż za nim. W akcie desperacji przykucnął i wybił się, skacząc w stronę jedynego miejsca, które mu pozostało – stojącego wzdłuż ściany regału z cieczami. Mebel zachwiał się pod jego ciężarem, ale nie runął. Billy znów spojrzał za siebie. Szron rozkruszył ostatnią ławkę i, z nienaturalnym, przerażającym trzaskiem zbliżał się do stóp regału.
Chłopak zaczął wspinać się do góry, opierając stopy i dłonie o półki. Szklanki i menzurki spadały z brzękiem na podłogę. Zabójczy szron syczał złowrogo, gdy napotykał ich zawartość, ale nie zatrzymywał się.
Nagle Billy zamarł. Jego ręka nie napotkała wyżej już żadnej półki, której mógłby się złapać. Cholera jasna, czy to możliwe, żeby miał tak skończyć? Przecież czekało na niego w życiu jeszcze tyle... wszystkiego!
Znowu trzask. Billy stracił nadzieję. Podciągnął się po raz ostatni i usiadł skulony na szczycie regału, czekając na śmierć.
Ale śmierć nie nadchodziła...
Minęła chwila. Potem jeszcze jedna. Wreszcie Billy odważył się otworzyć oczy.
Szron pokrywał całe pomieszczenie. Podłoga i ściany lśniły warstwą morderczego mrozu. Ale jego linia kończyła się nagle na wysokości drugiej od góry półki regału. Billy zobaczył, że leży tam przewrócone naczynie, a ciecz, która się z niego wylała, skutecznie powstrzymuje ekspansję dziwnego szronu. Chłopak spojrzał na karteczkę przyklejoną do szklanki i przeczytał: Roztwór samandyny. Odetchnął z ulgą. I zaczął płakać. Bo właśnie przypomniał sobie o Marleene.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz