Kochiyo stukała obcasami, wchodząc szybko po schodach. Miała na sobie obcisły jaskrawy top i szorty, które opinały jej krągłe jak brzoskwinie pośladki.
Miała dopiero 16 lat.
Wiedziała, że rodziców nie ma teraz w domu. Zanim wrócą z wieczornej herbatki u państwa Takekawa, ona zdąży wziąć prysznic i zejdzie z niej to, co dzisiaj wypiła.
Minęła mieszkanie Isao. Ten chłopak był trochę dziwny, strasznie zamknięty... ale całkiem przystojny. Niestety, nie reagował na jej zalotne spojrzenia i rzucane niby mimochodem uśmiechy. Ech...
Stanęła wreszcie przed swoimi drzwiami i zaczęła grzebać w torebce.
Niech to szlag, nie wzięła kluczy!
Oparła się o drzwi; zakręciło jej się w głowie. Rodzice nie mogą zastać jej w takim stanie. Musi przeczekać u Misako.
Wyciągnęła telefon i wybrała jej numer.
Nie odbierała.
Pewnie znów pali z chłopakami na podwórku.
Kochiyo ruszyła ostrożnie na dół. Wyszła z klatki schodowej i skręciła w ciemną bramę, która prowadziła do ogrodu. Znalazła się teraz na placu zamkniętym z czterech stron ciemnymi bryłami bloków. Wzdłuż schludnego trawnika rosły w rzędzie rozłożyste drzewa wiśni.
Kochiyo doszła do końca alejki i zatrzymała się. Zaskoczyło ją, że nikogo tam nie ma. Zazwyczaj grupka jej znajomych stała tu, rozmawiając i paląc marihuanę. Gdzie się oni wszyscy podziali?
Ktoś przebiegł przez bramę. Bardzo szybko, bez najmniejszego szelestu, ale Kochiyo kątem oka wyraźnie dostrzegła jakiś ruch.
Zadrżała. Chyba pora stąd iść. Ruszyła szybkim krokiem w stronę bocznej bramy; wyjdzie z drugiej strony i okrąży budynek, a potem wróci pod swoje mieszkanie. Czuła, że momentalnie stała się trzeźwa.
Jej kroki rozbrzmiewały w wieczornym powietrzu, gdy mijała pachnące wiśnie. Prawdę mówiąc, denerwowały ją te pogrążone w półmroku pnie. Miała wrażenie, że za każdym z nich ktoś się czai.
Ale brama była już blisko. Odcinający się od ciemności prostokąt ulicznego światła – jej wybawienie. Właśnie miała ją minąć, gdy instynktownie wyczuła za sobą jakiś ruch. W ułamku sekundy odwróciła się, przybierając groźną minę i wydając krótki okrzyk, by przestraszyć napastnika.
Lecz nie zobaczyła nikogo.
Stała przez chwilę z rozczapierzonymi palcami, oddychając ciężko. Jej piersi unosiły się i opadały miarowo.
Wreszcie potrząsnęła głową i odwróciła się, by odejść.
Wtedy ujrzała błysk i przed jej oczami pojawiła się pozioma, czerwona smuga.
A potem zapanowała ciemność.
Kochiyo wrzasnęła przeraźliwie i zakryła dłońmi twarz.
Była mokra od krwi.