27 lut 2011

Przysięga, cz. 6 z 7

Harald siedział na kanapie w swoim wielkim salonie, trącając żałośnie struny gitary. Miał pozlepiane włosy i dwudniowy zarost, a dokoła leżały puste butelki po piwie i whiskey.

Od wielu godzin gryzł się z myślami.

Oczy miał podkrążone i czerwone, a przed oczami wciąż widział tę straszną scenę: Brittę pokrytą krwawymi bąblami i pozwijanymi skrawkami zwęglonej skóry.

Pieprzyć to – wymamrotał pod nosem – Odchodzę. Tego nie sposób znieść...

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

Otwarte... – westchnął Harald. Właściwie, było mu już wszystko jedno.

W progu ukazał się elegancki mężczyzna w krwistoczerwonej koszuli i czarnym jak noc garniturze. Delikatnie zamknął za sobą drzwi i zrobił kilka kroków w głąb salonu, stając wreszcie z rękami założonymi z tyłu.

Coś ty za jeden? Jeśli jesteś z zakładu pogrzebowego, to daruj sobie... sam się zgłoszę, gdy będzie trzeba.

Przybysz zignorował komentarz i uśmiechnął się lekko.

Czyżbyś zapomniał o swojej obietnicy, Haraldzie?

Wokalista drgnął. Spojrzał na nieznajomego uważnie.

Co masz na myśli? – zapytał z nutką niepokoju.

Tajemniczy gość rozejrzał się z uśmiechem po pomieszczeniu.

Ładnie tu. Szkoda, że twoja żona nigdy już nie będzie tak urocza, jak ten salon. Ale obiecałeś jej wierność aż do końca, pamiętasz?

Harald poczuł ukłucie wściekłości.

Odpieprz się. I wyjdź – rzucił ostro, po czym skierował uwagę na gitarę, by powrócić do grania przerwanej melodii.

Ledwie dotknął strun, z instrumentu posypały się iskry i poraził go prąd.

Wypuścił z krzykiem gitarę z rąk i zaczął machać dłońmi w górę i w dół, aby je ochłodzić.

Przypomnij sobie – kontynuował mężczyzna w garniturze – Co przysięgałeś Britcie w moim kościele dziesięć lat temu?

Słowo „moim” wypowiedziane zostało w tak znaczący sposób, że Haralda aż przeszedł dreszcz. Po chwili opanował się, wstał i, omijając nieznajomego, ruszył w stronę drzwi.

Idę się napić – skwitował.

Ale drzwi były zamknięte.

Harald wyszperał z kieszeni klucz i zbliżył go do zamka, gdy poczuł jak przedmiot ożywa w jego dłoni, zaczyna się wić i w końcu, przybierając postać węża, kąsa go dotkliwie, po czym ucieka, pełznąc, pod szafę.

A teraz – odezwał się przybysz, który już stał bezpośrednio za nim – Pojedziesz do szpitala i ponowisz obietnicę wobec Britty. A potem będziesz się z nią kochać.

Zostaw mnie w spokoju, pojebańcu! – wrzasnął Harald, chwytając się za głowę.

Na te słowa nieznajomy wzniósł ręce do góry, a gdy je gwałtownie opuścił, z dłoni buchnęły mu gorące płomienie, roztaczając zapach palonej siarki.

Harald przylgnął plecami do drzwi, skomląc przez łzy:

Pójdę, pójdę do szpitala i będę się z nią kochać, błagam, oszczędź mnie!

Fajerwerki natychmiast znikły i znów stał przed nim ten elegancki, flegmatyczny mężczyzna.

A teraz idź.

Zamek szczęknął i drzwi otworzyły się na oścież.

Czytaj dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 

Toplista: Najlepsze Horrory w Necie
Toplista: Opowiadania
Toplista: Straszne historie