Przysięga, cz. 7 z 7
Stał przed białymi drzwiami, trzymając rękę na klamce. Szpitalny korytarz był pusty. Personel nie pomyślałby nawet, że ktoś może tu przyjść poza godzinami odwiedzin.
Nacisnął ją i wszedł do sali. Britta leżała zabandażowana na łóżku. Ukląkł obok i nachylił się nad jej ciałem.
– Britta – szepnął – Britta, słyszysz mnie?
– Jest nieprzytomna – odezwał się głos w jego głowie – A teraz mów.
Przełknął ślinę.
– Przysięgam kochać cię zawsze i nie opuścić aż do śmierci...
– W imię Szatana.
– W imię Szatana – powtórzył.
– A jeśli nie dotrzymam obietnicy, niech mnie piekło pochłonie.
– Jeśli nie dotrzymam, niech mnie pochłonie piekło...
Właściwie Harald już czuł się, jakby był w piekle. Cały drżał, przerażony tym co się za chwilę stanie.
– A teraz – głos brzmiał już naturalnie; gdy Harald podniósł głowę, zobaczył, że mężczyzna w garniturze stoi po drugiej stronie łóżka – Zrób to, co obiecałeś.
I dłoń nieznajomego odwinęła fragment bandaża z twarzy Britty.
Harald machinalnie odwrócił wzrok.
– Cóż to? Czyżbyś obawiał się spojrzeć swojej ukochanej w oczy? – zagadnął wesoło elegant, po czym dodał ostro – Patrz!
Harald zmusił się, by popatrzeć na Brittę. Jej pozbawione powiek oczy drgały nerwowo, wciśnięte powyżej niegojących się, mięsistych polików. Przemógł się i pocałował ją w usta. Były gorące i wilgotne.
Oparł się jednym łokciem o poduszkę, położył nogę na łóżku, a drugą ręką zaczął rozpinać swój rozporek. Próbował przypomnieć sobie, jak Britta wyglądała kiedyś, przez te pierwsze parę miesięcy, gdy się spotykali i później, kiedy była jego żoną. Miała pełne piersi, delikatną skórę i to spojrzenie, nieśmiałe i figlarne zarazem.
I już prawie był gotowy, już się w nim rozpalało, gdy poczuł pod dłonią coś lepkiego.
Z bandaży opinających pokaleczone ciało zaczęła się sączyć krew.
Harald krzyknął i odskoczył od łóżka, w ułamku sekundy przypominając sobie, że ma do czynienia z potwornie oszpeconym ciałem. Nieznajomy mężczyzna wybuchł triumfalnym śmiechem.
– A więc rezygnujesz? – szydził – Porzucasz swoją miłość?
– Tak! Tak! Taaaaaak!!! – wrzeszczał w panice Harald, lecz jego krzyk przeszedł w jęk, a potem urwał się, gdy mężczyzna stanął w płomieniach.
Doktor Sonsteng przyszedł na obchód pół godziny później. Nie zastał ani tajemniczego człowieka w garniturze, ani Haralda.
Była tylko kupka popiołu, która leżała na podłodze obok łóżka.
– A to co? – mruknął lekarz i dodał głośniej – Niech to ktoś posprząta!
Koniec
Przysięgasz, że się nie boisz? Przeczytaj Drogę przez śniegi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz