Droga przez śniegi, cz. 5 z 6
Najgorsze, gdy człowieka zasypie, nie jest zimno ani brak światła. Najgorszy jest głód.
Zawierucha trwała trzy dni, a potem trzeba było zabrać się za odkopanie wyjścia.
Gdy otworzyliśmy drzwi chaty, widać było tylko ścianę zbitego śniegu. Kopaliśmy gołymi rękami bez przerwy przez dwie doby. Posnęliśmy w końcu zmęczeni, a kiedy się zbudziliśmy, nasz krótki tunel był do połowy przysypany świeżym śniegiem. Wszyscy moi kompani zaklęli ze złości. Byliśmy u kresu sił, nie jedliśmy od kilku dni.
I wtedy to się wydarzyło.
– Krowa... – wyszeptał Żena, patrząc na mnie.
Pozostali też odwrócili się w moją stronę. Wadia sięgnął po karabin, a Pietrek powoli wyjął nóż.
Oczy każdego z nich były jak oczy tego wilka, który omal nie zagryzł mnie przed dwoma tygodniami w lesie.
W tej krótkiej chwili zrozumiałem, do czego byłem im potrzebny. Dlaczego zabrali z gułagu i ciągnęli za sobą mnie, słabego i niedoświadczonego.
Nadeszła moja pora – postanowili mnie zjeść.
Wadim złożył się do strzału.
– Nie, Wadia, nie! – krzyknąłem, wpadając plecami na ścianę – Ja sam, ja sam, Żena, zatrzymaj go!
Żenka położył dłoń na lufie i Wadim opuścił broń.
– Ty sam chcesz? – zapytał.
– Tak...
Żena kiwnął głową przyzwalająco.
– To co chcesz najpierw oddać?
Przełknąłem ślinę, osuwając się wzdłuż ściany na podłogę.
– Nogę...
Żenka dał znak i Pietrek chwycił siekierę, idąc ku mnie.
Siedząc, wyciągnąłem przed siebie lewą nogę i podwinąłem spodnie. Musiałem być wtedy całkowicie blady. Pietrek podszedł, starannie wycelował i uniósł siekierę do góry, aż ponad ramię.
Zacisnąłem zęby i, kiedy pierwszy mięsień na jego twarzy drgnął, kiedy już miał ją opuścić... kopnąłem go z całej siły w brzuch, aż zwinął się na podłodze, zaś sam złapałem siekierę i po chwili głowa Pietrka oddzielona była od ciała. Ruszyłem przed siebie z potwornym krzykiem. Żenka nie zdążył nawet mrugnąć, a Wadim i Sosza pewnie do końca nie rozumieli, co się wydarzyło. Chwilę później miałem przed sobą cztery ciała i – osobno – cztery zakrwawione głowy, patrzące w nicość przerażonym i śmiertelnie zdziwionym wzrokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz