Insekt, cz. 2 z 7
Świerk pod Warszawą, obecnie
Krople deszczu odbijały się hałaśliwie od mokrej powierzchni asfaltu. Kompleks zajmował obszar 40 hektarów, otoczony sosnowym lasem. Kilkadziesiąt kanciastych budynków rozrzuconych było wokół rotundowej hali reaktora, a wszystko ogradzała siatka pociągnięta kolczastym drutem. Ponury widok, zwłaszcza, że było już ciemno.
Autokar podjechał pod budynek dla gości, wyłączając światła. Po chwili wysypała się z niego gromada młodzieży i wszyscy, naciągając mocno kaptury na głowy, wbiegli do środka.
*
Klasa tłoczyła się w niedużym holu, oblegając uwijającą się jak w ukropie szatniarkę. Na oko czternastoletni, pryszczaty chłopiec w okularach, potknął się o własny plecak, co wywołało gromką salwę śmiechu i kilka złośliwych uwag:
– Patrz, jak leziesz, Nerd!
– Mama nie zawiązała ci sznurowadeł? Ha ha ha!
Jacek tymczasem stanął z boku i szukał kogoś wzrokiem w całej tej kotłowaninie. Zauważył, że na ścianach wiszą rozmaite tablice i plakaty. Jedna z nich przedstawiała schemat reaktora zanurzonego do połowy w wielkim basenie, inna kolumnę dziwnych nazw i wzorów. Ech, chemia... To chyba nie będzie ciekawa wycieczka.
Ktoś trącił go w ramię.
Po jego lewej stronie stała niewysoka dziewczyna w ciężkich skórzanych butach i chuście z trupią czaszką zawiązanej na głowie.
– Masz? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
Jacek przytaknął i poklepał się po kieszeni szerokich spodni. Karolina uśmiechnęła się porozumiewawczo.
– Gimnazjum nr 4, zbiórka! – klasnęła w dłonie wychowawczyni – Szybko, szybko, już wpół do dziewiątej! Jesteśmy dziś ostatnią grupą i przewodnik już na nas czeka!
Młodzież zaczęła opieszale schodzić się w kierunku nauczycielki, nie zaprzestając śmiechów i rozmów.
Zwiedzanie miało się zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz