Instytut Problemów Jądrowych w Świerku, 25 lipca 1976
Chłopczyk w polo i krótkich spodenkach rozglądał się po wysokiej hali, pełnej tajemniczych urządzeń i paneli. Szedł tuż przy mamie, która trzymała go za rękę i narzucała nieco zbyt szybkie, jak na małe nóżki, tempo. A właściwie to nie ona, tylko ten wysoki pan, który ciągle coś mówił, i za którym cała grupa pędziła, jakby nie wiadomo co się działo. A on dreptał przy mamie, trzymając pod pachą tekturowe, dziurkowane pudełko.
Szli właśnie po kratowanym metalowym mostku, pod którym rozciągał się zbiornik z ciemną wodą. Dziwne to było miejsce. Chłopiec nie wiedział, gdzie się znajduje, ale dałby głowę, że jest to brzuch wielkiego robota!
Nagle pudełko wysunęło mu się spod ręki i poturlało bezgłośnie po powierzchni mostka, zatrzymując na barierce. Maluch odwrócił głowę i patrzył z kciukiem w buzi, jak tekturowe wieczko otwiera się i malutki owad wypełza z niego, spadając natychmiast w mokrą otchłań. Zwierzątko machało niezdarnie skrzydełkami, ale dało to tylko tyle, że spadało wolniej, by w końcu i tak zniknąć w wodnej toni.
Chłopczyk jęknął i wyciągnął rączkę w kierunku zguby, ale mama pociągnęła go za sobą.
– No chodź, bo zgubimy pana przewodnika!
Dziecko jeszcze przez chwilę patrzyło do tyłu, po czym odwróciło wzrok, zainteresowane już zupełnie czymś innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz