Żywe barwy, cz. 4 z 7
Farsen wgniótł niedopałek w popielniczkę.
Gdzie do cholery znajduje się rozwiązanie?, pomyślał.
Jego gabinet pogrążony był w mroku. Tylko na blat biurka, przy którym siedział, padał krąg światła rzucany przez niedużą lampkę. Miał przed sobą otwarty laptop i stertę papierów.
Spróbujmy jeszcze raz.
Odpalił kolejnego papierosa i wyciągnął się w fotelu.
Pierwszą ofiarą był student historii sztuki. Młody, dobrze zbudowany. Sportowiec.
Gej.
Ciało zostało wypompowane – nie zostało nic, ani kropli krwi. Jakby ktoś podłączył go do sztucznego krwiobiegu i nastawił na odsysanie. To musiało boleć, jeśli jeszcze żył…
Drugi to ten sztywniak sprzed galerii. Właściciel stadniny, jak się okazało. Zgorzkniały choleryk – to było widać po rozkładzie zmarszczek nawet, gdy został z niego flak. Po zmarszczkach zawsze można poznać, czy się człowiek uśmiechał.
Farsen wypuścił kłąb dymu. Szare wstążki zawirowały pod lampką.
Na pewno mają wspólnego znajomego i to on jest człowiekiem, którego szukam. Tylko kto?
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk telefonu. Odebrał.
– Tak?
– Porucznik Farsen? Tu posterunkowy Lassen z Centrali. Wiem, że jest pan zajęty, ale prosił pan, żebym dzwonił, gdy tylko coś nowego wydarzy się w Skagen, więc pomyślałem…
– Streszczaj się – warknął porucznik.
W słuchawce zapadła cisza, po czym rozległo się nerwowe chrząknięcie.
– Trzy godziny temu zaginęła Anna Ovesen, żona krytyka sztuki z uniwersytetu w Aalborgu. Przyjechali tu razem na jakiś wernisaż w Hvaderdet. Jej mąż jest bogaty, a ona to szlachcianka, wie pan, błękitna krew. I te sprawy. Dostała dziwny telefon od...
Farsen odłożył słuchawkę.
Siedział jak sparaliżowany.
Nagle wszystko zaczęło do siebie pasować. Młody student, kochanek… czerwień. To kolor namiętności i pasji. Zgorzkniały, przepełniony gniewem i niechęcią starzec… żółć. Piękna, doskonale wychowana szlachcianka… to błękitna krew.
Trzy podstawowe barwy.
W głowie Farsena niczym w komputerze przemykały dziesiątki przeczytanych dokumentów, setki pomysłów, tysiące faktów…
Znów zadzwonił telefon.
– Poruczniku? Chyba coś nas rozłączyło, chciałem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz