Świąteczna opowieść, cz. 2 z 4
– Gdzie ja jestem?!
Ebenezer zerwał się na równe nogi, mimo że nie miał przecież najmłodszych kości.
– Spokojnie Ebenezerze. Jesteś u siebie.
Mężczyzna odwrócił się i zobaczył tę powłóczystą postać z twarzą ukrytą w cieniu kaptura. Odwrócił się raz jeszcze – i ujrzał salon swojego rodzinnego domu.
Tego, w którym nie mieszkał od ponad trzydziestu lat.
– Czy ktoś może mi to wyjaśnić? – rzucił rozkazującym tonem.
Duch podszedł do niego. Stali teraz ramię w ramię.
– A co tu jest do wyjaśniania? – powiedział spod kaptura – Zabrałem cię w przeszłość, tak, jak obiecałem. Spójrz.
Zjawa skinęła głową, a wzrok Scruge'a podążył za tym ruchem. W rogu świątecznie przybranego salonu znajdowała się choinka, zaś u jej podstawy mały chłopiec majstrował coś przy prezentach. Dziecko było odwrócone tyłem, ale Scruge od razu poznał te rozwichrzone włosy i wełniany kubraczek.
– Czy to... ja? – wyjąkał.
Duch przytaknął.
– Masz sześć lat. Właśnie przeglądasz prezenty, które powinieneś znaleźć dopiero jutro rano. Przyszedłeś tu, bo wiedziałeś, że rodzice już śpią. Czy pamiętasz, co stanie się za chwilę?
Mężczyzna pokręcił głową.
– W takim razie, patrz...
Chłopczyk podniósł największe, dziurkowane, pudło i potrząsnął nim tuż przy uchu. Następnie odłożył je i rozpakował. Wewnątrz znajdował się mały, biały kotek.
Zwierzątko poruszyło niezgrabnie łapką, gdy chłopiec uniósł je do góry. Ebenezer zbladł.
– Każ mu przestać!
Lecz duch nie zareagował.
Teraz chłopiec wstał z kucek i wybiegł z pokoju, trzymając kotka przed sobą. Kapturnik pociągnął Scruge'a za rękaw, dając mu znak, aby poszli za nim. Gdy stanęli w kuchni, mężczyzna patrzył niczym zahipnotyzowany, jak dziecko otwiera piekarnik i wkłada zwierzątko do środka. Drzwiczki zatrzasnęły się i po chwili pomieszczenie wypełnił drażniący nozdrza swąd palonego mięsa.
Scruge odwrócił wzrok.
– Czy teraz pamiętasz? – wyszeptała zjawa – Nie mogłeś znieść, że to nie ty, ale twój braciszek dostał małego kotka. Prezent, którego tak bardzo pragnąłeś.
– Niech to szlag – wycedził Ebenezer – Rodzice nigdy mnie nie kochali; nie tak, jak jego... Ale ja przynajmniej czegoś się nauczyłem. Nasze indyki pieczemy żywcem, dzięki temu mięso jest najlepsze.
Duch podniósł ze stolika szklankę i podsunął ku niemu.
– Spróbuj, to kompot twojej mamy. Pamiętasz, jak bardzo go lubiłeś?
Ebenezer wziął naczynie, ostrożnie powąchał jego zawartość, po czym skosztował.
I ponownie odpłynął w ciemność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz