– Och, mamo, jakie to pyszne!
– Nie lituj się nad indykiem. Zapewnij dziecku wspaniałe święta! Przetwórnia Gobbler Co. obniża za ceny na Boże Narodzenie...
Pan Ebenezer Scruge odłożył pilota. Obraz na gigantycznej plazmie natychmiast zgasł; z ekranu znikło krzykliwe logo i ucichł głęboki głos lektora. Mężczyzna wstał ze skórzanego fotela i podszedł do barku.
Przesunął palcem wzdłuż rzędu butelek whiskey, zatrzymał się przy jednej z nich, jakby się namyślał, po czym wrócił i wybrał niebieskiego Walkera, stojącego pośrodku. Zawsze pił ten sam trunek, ale lubił najpierw porozkoszować się wyborem.
Dodawszy dwie kostki lodu, Ebenezer uniósł szklankę i przeszedł spokojnie na drugi koniec gabinetu. Za przeszkloną ścianą, w dole, rozciągał się Nowy Jork.
Pusty Nowy Jork. Bo była Wigilia.
Tylko gdzieniegdzie latarnie rzucały blask na zaśnieżone ulice, po których od czasu do czasu przesunęła taksówka. Okna sąsiednich wieżowców były zupełnie ciemne.
Bardzo dobrze, pomyślał Ebenezer, sącząc whiskey. Bardzo dobrze, niech siedzą ze swoimi cholernymi rodzinami i jedzą moje indyki. A jutro niech się cieszą prezentami i znowu jedzą moje indyki! Gdybym ja myślał o zakładaniu rodziny, nigdy nie doszedłbym do miejsca, w którym jestem dzisiaj.
A pan Scruge wiedział, co myśli, bo jako prezes Gobbler Co. sprawił, że firma zawładnęła 40% amerykańskiego rynku przetworów drobiowych. Więc, co z tego, że był samotny?
Nagle światło w pomieszczeniu zgasło. Odwrócił się w chwili, gdy ekran jego laptopa rozbłysł, ukazując pozbawioną twarzy, zakapturzoną postać.
– Co, do diabła! – mężczyzna podbiegł do komputera, bezskutecznie starając się wyłączyć okno komunikatora.
– Ebenezeeerzee... – odezwał się zawodzącym głosem kapturnik na monitorze.
Scruge wolną ręką uderzał na oślep w klawiaturę. Już ja cię wyłączę!, myślał, lecz sprzęt nie reagował.
– Ebenezeeerze, jestem duchem Bożego Narodzenia. Przybywam, by pokazać ci twoje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość!
Ebenezer, wściekły, wyszarpnął kabel zasilania, ale przecież laptop działa także na baterię...
– Ruszajmy – powiedział duch i Scruge natychmiast poczuł się słabo. Szklanka wypadła z jego dłoni, rozbryzgując się na podłodze, zaś on osunął się bezwiednie na fotel.
A potem wszystko się rozmyło...