Grunt, po którym stąpał, był ziarnisty i twardy. W oddali równina kończyła się, a ku brązowemu niebu gwałtownie wystrzelały skaliste wzgórza. Ku niebu, na którym lśniły dwa księżyce.
– Ależ one są jasne – pomyślał Keizo i zrobił kolejny krok. Gdyby przez kombinezon mógł słyszeć, dotarłby do niego matowy chrzęst żwiru.
– Dwie cholerne psychodeliczne kule – odmyślał mu z przekąsem Bokov – A wzejdzie jeszcze trzecia.
To prawda, ich blask nie był przyjemny. Gdy oblewał ostre jak kły szczyty i chropowatą powierzchnię równiny, można było odnieść wrażenie, że trafiło się do międzygalaktycznego piekła. Keizo aż przeszły ciarki. Nie umknęło to uwadze jego ubrania, które natychmiast wygenerowało komunikat: AKTYWOWANA REGULACJA TEMPERATURY CIAŁA.
Ech, to niesamowite, że kiedyś ludzie, aby się porozumieć, musieli mówić na głos, pomyślał znów, tym razem do siebie.
Kombinezon monitorował funkcje jego organizmu, przesyłając dane bezpośrednio do mózgu. Przetwarzał też bodźce z zewnątrz – dzięki temu Keizo wiedział, że temperatura wynosi 233 K, a za fioletową barwę podłoża odpowiada wysokie stężenie jodu w skałach. Czyli, jakby to ujął Bokov: „było zimno i ponuro”. Dobrze, że tlen i węglowodany mogli dawkować sobie na bieżąco.
Bokov szedł równo z nim, sto metrów po lewej. To znaczy, na dziewiątej. Stawiał kroki raźno, chociaż widać było, że przychodzi mu to z trudem. Nawet egzoszkielet nie daje wiele, gdy grawitacja dziewięciokrotnie przewyższa ziemską. Wszystko w człowieku osiada, a żołądek zachowuje się, jakby miał zaraz wypaść dołem.
– Uwaga chłopaki, przed wami coś się rusza – w ich głowach rozbrzmiał nowy głos – No już, już, żartowałam, nie trzęście tak portkami – dodał wesoło.
To była Nancy. Keizo ją uwielbiał. Ta kobieta nawet na końcu wszechświata tryskała energią. Właściwie, zawsze, gdy nawiązywał z nią kontakt, robiło mu się jakoś cieplej. Ona chyba też lubiła jego obecność w swoich myślach... a przynajmniej, taką miał nadzieję.
Uśmiechnął się do siebie.
– Nudzi ci się samej na pokładzie, Nancy, co? Dołącz do nas, przewietrzysz się – odpowiedział.
Dziewczyna wyraźnie była w dobrym humorze.
– Nieee, z tego co widzę, u was same pustki. Wolę posiedzieć w ciepełku, bo jak patrzę na te gołe zbocza, to...
Przerwała. Keizo i Bokov szli jeszcze przez chwilę, po czym zatrzymali się i spojrzeli pytająco w swoich kierunkach.
– Chłopaki? Tam naprawdę coś jest...
– Nancy, to już nie jest zabawne – Bokov odwrócił się, żeby ruszyć dalej. Zagięcia na jego kombinezonie błysnęły w księżycowym świetle.
– Nie, zaczekaj!
Stanął.