Bez walki się nie oddam, cz. 4 z 6
Uderzył w nią z całym impetem. Upadli na biurko, strącając monitor i milion długopisów. Maria poczuła ból w kręgosłupie. Napastnik był na niej, chwycił jej nadgarstki i przycisnął do blatu. Napierał na nogi, nie mogła się ruszyć. Jedną ręką rozerwał jej koszulę. Nagie piersi unosiły się w panicznym oddechu. Nie widziała jego twarzy, głowę miał ponad jej ramieniem. Podwinął jej spódnicę i zaczął dobierać się do majtek...
Maria krzyknęła, ale wymierzył jej cios w twarz, aż jej głowa odskoczyła na bok. Trzymał ją tak mocno...
Napierała ze wszystkich sił; gdyby chociaż zdołała uwolnić nadgarstek... Czuła, że zaraz nastąpi ten moment, zaraz się podda, wybuchnie bezradnym płaczem i pozwoli mu robić swoje. Już słyszała, jak rozpina rozporek.
Wtedy przypomniała sobie o kawie. Stała obok, gorąca, wciąż parowała.
Pojawiła się nadzieja.
Maria wyczuła chwilę. Żeby w nią wejść, musiał się ułożyć. Wyszarpnęła jedną rękę, gwałciciel próbował ją złapać. Przesunął za nią dłonią po blacie. Przewrócił kubek, kawa rozlała się. Mężczyzna syknął z bólu. Rozluźnił uścisk i przekręcił się na bok.
Teraz!
Kopnęła z całej siły. Napastnik jęknął. Leżał na plecach z podkulonymi nogami, trzymając się za krocze. Maria wstała, prędko zakryła piersi i sięgnęła po torebkę.
Paralizator trafił w udo; potem pod żebra. Kapturnik na biurku zwijał się z bólu.
Po chwili, gdy już leżał bez ruchu, ciężko oddychając, Maria odezwała się głosem cichym i pełnym nienawiści:
– Dobra. Kim jesteś, gnoju?
Mężczyzna jęknął raz jeszcze i wykrztusił ledwo słyszalnie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz