Bez walki się nie oddam, cz. 6 z 6
Człowiek w kapturze poczuł szarpnięcie. Maria chwyciła go za kurtkę i ściągnęła z biurka. Upadł z łomotem na podłogę i, nim zdążył zadrzeć głowę do góry, w jego nos trafił bolesny kopniak wymierzony czubkiem damskiego pantofla. Jęknął i złapał się za twarz. Na podłodze pojawiła się powiększająca się szybko plama krwi. Po chwili poczuł na dłoniach następny kopniak, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden...
– Ty palancie! Chciałeś mnie zgwałcić! – wrzeszczała Maria, częstując skulonego mężczyznę kolejnymi ciosami.
Wreszcie seria uderzeń dobiegła końca. Niedoszły gwałciciel leżał u stóp kobiety i trząsł się z przerażenia.
– Teraz mnie popamiętasz – wyszeptała i szarpnęła go raz jeszcze, wlokąc pomiędzy biurkami w jakiś ciemny kąt. Na podłodze zostawał za nimi rozmazany, krwawy ślad.
Zatrzymała się. Przez chwilę majstrowała przy jakimś urządzeniu. Kiedy je włączyła, mężczyzna usłyszał wysoki warkot i nierówny szum.
O cholera – pomyślał – Niszczarka...
Maria bez pardonu chwyciła go pod ramiona, pociągnęła w górę i przycisnęła jego twarz do wyjącej maszyny.
Wrzeszczał okropnie, kiedy ze stłumionym charkotem ostrza masakrowały mu twarz, bryzgając dokoła krwią i kawałkami mięsa. W końcu Maria puściła go i, szlochając, opadł bezwładnie.
Nastąpiła chwila spokoju. I nagle poczuł dotkliwy ból w prawej dłoni. Krzyknął. Potem w lewej. Darł się wniebogłosy.
Piękna Maria potraktowała go zszywaczem.
Naprawdę miał nadzieję, że to już koniec, ale nie – dziewczyna z Argentyny znowu szukała czegoś w torebce. Poczuł kwiatowy zapach. Co ona robi? Oblewa go perfumami? A teraz lakierem do paznokci? Wtem usłyszał trzask zapałki odpalanej o draskę.
I stanął w płomieniach.
Choć zmaltretowany, zerwał się na równe nogi i zaczął biegać na oślep pomiędzy stolikami. Maria doskonale wiedziała, że system przeciwpożarowy na sali nie działa sprawnie. Właściwie, w ogóle nie działa.
Człowiek-pochodnia miotał się więc w ciemności, niczym tańczące ognisko, aż nagle zniknął. Musiał wypaść na korytarz.
Hm, tam system może działać, stwierdziła bez śladu uciechy.
I nim uświadomiła sobie konsekwencje swojego błędu, zobaczyła w lichym świetle korytarza ociekającą wodą sylwetkę stojącą w otwartych drzwiach. Mężczyzna ruszył szaleńczo przed siebie, przesadzał kolejne ścianki i zbliżał się do panicznie szukającej kryjówki Marii. Gdy już ją dopadł i ponownie rzucił na blat, zerwała mu kaptur i zobaczyła jego straszliwą, porozrywaną twarz.
Ale zaraz, zaraz – to nie jest Carlos, którego zna...
Napastnik wyszczerzył niekompletne rzędy zębów i niechybnie by ją miał, gdyby ktoś niespodziewanie nie odciągnął go na bok i nie pozbawił przytomności silnym prawym prostym w połamany nos.
– Carlos! – wyszeptała Maria uradowana, gdy jej kolega z pracy stanął w kręgu światła. Miała ochotę wstać, rzucić mu się na szyję i ucałować go.
Ale on ją powstrzymał. Zdecydowanym ruchem przycisnął ją mocniej do biurka.
– Witaj, maleńka. Pomyślałem sobie, że do ciebie wpadnę, a cała wina spadnie na niego – wskazał ruchem głowy w kierunku, w którym upadł gwałciciel. Maria momentalnie zbladła, a jej źrenice skurczyły się z przerażenia.
– Ale nie martw się – kontynuował Carlos – Ja jestem cywilizowany. Użyję... – sięgnął do kieszeni – ...tego – w jego ręku pojawiła się prezerwatywa. Uniósł ją wysoko, tak, żeby kobieta mogła ją dobrze widzieć.
Ojej...mało przewidywalny koniec, brawo. ;-)
OdpowiedzUsuńAle nie bałam się.
Pozdrawiam,cherriruki.