Tak wiele wdów w naszych stronach..., cz. 3 z 6
Dziennik Åle Tänkersona, 15 kwietnia Roku Pańskiego 1354
Rano w obozie zapanowało poruszenie. Kupcy byli wielce zaniepokojeni i rzeczy zebraliśmy w pośpiechu. Havald powiedział, że o świcie widziano potwora pod lodem w pobliżu szałasów. Unosił się nieruchomo w wodzie tuż obok sań. Wyczuły go konie i stały się bardzo płoche.
Dzisiaj nie zrobiliśmy ani jednego postoju, lecz gnaliśmy do przodu, mimo niedobrej pogody. Jeden z kupców, Edvar, został wyznaczony, by zostawać z tyłu i sprawdzać, czy stwór podąża za nami. Meldował się kilkakrotnie, a za każdym razem oświadczał, że widział ślady potwora. Gdy spytałem go, w jaki sposób odkrywa jego obecność, oświadczył, iż przywołuje bestię łomocząc w lodową pokrywę. Jeśli jest w pobliżu, pojawia się prędko, ma bowiem doskonały słuch, co na pewno jest sprawką diabła.
Nie mogłem wyjść z podziwu dla odwagi tego człowieka. Tymczasem Havald i pozostali jechali w milczeniu, a ich twarze były ponure.
Gdy zbliżał się wieczór, w oddali ukazała się chata, postawiona na lodzie. Wyjaśniono mi, że jest to karczma, wznoszona każdej zimy na zamarzniętej tafli z myślą o wędrowcach. Nie znajdziesz w niej noclegu, ale można dostać jadło i napitek.
Havald wraz z dwoma towarzyszami pojechał ku tej chacie, aby naprzód ją zbadać, zaś nam polecił czekać w bezpiecznej odległości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz