– ...ale przede wszystkim, nasza siostra Francesca była bogobojną istotą o wielkim sercu. Zawsze służyła bliźnim pomocą i nie wywyższała się, nie chełpiła ciężko zapracowanym majątkiem.
Głos kapłana odbijał się echem w chłodnym, pachnącym kadzidłem wnętrzu kościoła. Giancarlo próbował się skupić, ale, mimo usilnych starań, myślał tylko o jednym: kiedy wreszcie się dowie.
– Prośmy o łaskę dla jej duszy...
Zebrani powstali z drewnianych ław i pochylili głowy. W świątyni rozbrzmiał przeciągły pomruk modlitwy. Giancarlo też stał, ze złożonymi pokornie dłońmi, spuszczoną głową i zmrużonymi oczami, pogrążony w myślach. Lewą stopą stukał nerwowo o marmurową posadzkę, aż starsza kobieta z boku chrząknęła i rzuciła mu karcące spojrzenie.
– A teraz pożegnajmy Francescę. Niech spoczywa w pokoju. Amen.
Ryknęły potężne organy, grając pierwsze takty żałobnego marszu. Czterej poważni panowie wyszli na środek, unieśli trumnę i obrócili ją, ruszając w stronę wyjścia.
*
Przed kościołem kłębił się tłum. Zaczęły się rozmowy, składanie kondolencji. Do najbliższej rodziny ustawiła się kolejka mężczyzn w czarnych garniturach i kobiet w pruderyjnych, ciemnych sukniach. Giancarlo stał z boku, w cieniu drzewa, w takim samym garniturze, i spoglądał na wszystko zza szkieł okularów przeciwsłonecznych.
– Pssst...
Ktoś pociągnął go za rękaw.
Odwrócił się. Obok niego stał elegancko ubrany mężczyzna o krótko przystrzyżonych, srebrzysto-siwych włosach. Uśmiechał się lekko.
– Niech cię szlag, Anselmo, czy zawsze musisz pojawiać się tak znienacka?
Anselmo uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
– Jestem twoim adwokatem – powiedział wesoło – Muszę być w pobliżu, jeśli mam dbać o twoje sprawy. Jestem jak twój anioł stróż!
Giancarlo pokręcił głową.
– Dobra. Mów lepiej, wiesz już coś?
Anioł stróż spoważniał.
– Niezbyt dobre wieści. Twoja ciotka, Francesca, zapisała ci co prawda pewną sumę, i to całkiem pokaźną, ale postawiła też pewien warunek, który musisz spełnić, aby ją odziedziczyć. Jest poświadczony notarialnie.
– Ile?
Anselmo pochylił się i szepnął mu coś do ucha.
– Jezu... – chłopak pobladł – A warunek?
– I to właśnie jest problem. Twoja czcigodna ciotka zawsze potępiała styl życia, jaki prowadzisz. Alkohol, kobiety, kłopoty z prawem... podejrzane interesy. A przede wszystkim, ubolewała nad tym, że nie chodzisz do kościoła. Ona była bardzo pobożną osobą...
– Do rzeczy.
– Warunek jest następujący: musisz odbyć pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
Giancarlo machnął lekceważąco ręką.
– Eee tam, zmontuję jakieś zdjęcie na komputerze i powiem, że tam byłem.
– To nie takie proste – adwokat wyciągnął papierośnicę – Pojedzie z tobą również jej wierny lokaj, Luigi. Ma dopilnować, abyś nie tylko odwiedził święte miejsca, ale także się dzięki temu nawrócił.
Młodszy mężczyzna zdjął okulary. W jego oczach niedowierzanie mieszało się z irytacją.
– To jakiś żart?
Teraz to Anselmo pokręcił głową.
– Niestety, nie. Wszystko zgodnie z literą prawa – po czym uśmiechnął się znowu – Zapalisz?
Giancarlo poczęstował się papierosem i mecenas użyczył mu ognia.
– Nie powinieneś palić. Twojej ciotce to by się nie spodobało! – zachichotał.
Chłopak rzucił mu agresywne spojrzenie.
– Kiedy wyjeżdżam?
Stłumiony chichot.
– Jutro!
Super strona!
OdpowiedzUsuńmiło się czyta xd