Grunt to dobrze zjeść, cz. 2 z 7
– Czy mogę przyjąć zamówienie? – kelner poprawił ściereczkę przerzuconą przez ramię. Jego myszowata twarz zmarszczyła się w uśmiechu.
– Tak – powiedziała Stacy – Poproszę chateaubriand, krwisty.
– Doskonały wybór. Właśnie dostaliśmy świeże mięso – odwrócił się do Adama – A dla pana?
– Jestem wegetarianinem. Wystarczy makaron napolitana.
Kelner zerknął na niego z dezaprobatą, po czym zabrał karty dań, ukłonił się i zniknął.
Stacy położyła swoją dłoń na dłoni Adama.
– Znowu ciężki dzień? – spojrzała na niego ze strapioną miną.
Westchnął.
– Wczoraj wieczorem porwano kobietę. Po prostu znikła, nie wróciła z pracy. A dzisiaj jakiś bezdomny znalazł jej... to, co z niej zostało, w osiedlowym śmietniku. Komendant mi przydzielił śledztwo – westchnął ponownie – Wiesz przecież, jak reaguję na widok krwi...
– Wiem, kochanie...
Adam odwrócił się i rozejrzał od niechcenia po restauracji. Wiedział, że dziewczyna właśnie patrzy na niego ze współczuciem.
Nie lubił tego.
Lokal wyglądał egzotycznie. Ściany zdobiły wizerunki rozmaitych zwierząt. Jedne szczerzyły kły, inne pierzchały co tchu, jeszcze inne skubały liście rozłożystych krzewów. Rysunek w rogu przedstawiał tygrysa, rozszarpującego zdobycz. Dziwny pomysł na ozdobienie lokalu... zwłaszcza nowego.
Poczuł, że Stacy mocniej ścisnęła jego rękę i spojrzał na nią.
– Jesteś bardzo dobry w tym co robisz Adamie, naprawdę dobry. Zostałeś policjantem, bo tego chciał Twój ojciec, ale...
– Dostałem awans.
Kobieta otworzyła ze zdumienia usta.
– Będziesz pracować w Wydziale ds. Handlu Ludźmi? Czy to znaczy, że koniec z zabójstwami?
Przytaknął.
– Pod warunkiem, że teraz spiszę się dobrze. Że dorwę sukinsyna, który pokroił tę biedną dziewczynę na kawałki...
W tym momencie, przed nimi pojawiły się dwa talerze: jeden z pasta alla napolitana, a drugi z lśniącym w blasku świecy kawałem mięsa.
Gdy kelner odszedł, Stacy rzekła wesoło:
– Nie myśl teraz o tym. Jedzmy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz