Studnia Śmierci cz. 7 z 7
Jak przez mgłę widział jej twarz. Ashley? Victoria...? Tak, to była Vic! Pochylała się nad nim i poruszała ustami – chyba coś mówiła. Zakotłowało mu się we wnętrznościach; czuł, jak treść żołądka nieubłaganie wędruje w górę przełyku...
Przekręcił głowę i zwymiotował słoną wodą. Teraz słyszał wyraźnie:
– Dylan! Dzięki Bogu, żyjesz! Gdzie są Pete i Ash?
Podparł się na łokciach. Pod sobą miał litą skałę. Vicki klęczała przy nim i przyświecała latarką. Ponad jej głową, wysoko w górze, widniał okrągły skrawek upstrzonego gwiazdami nieba. Znajdowali się wciąż w jaskini.
– Dylan! Dylan, słyszysz mnie?
Powyżej krawędzi na tle nieba wyróżniał się czarniejszy kształt wyciągarki. Lina była zwinięta.
– Dylan, odpowiedz, proszę!
Przy urządzeniu pojawiła się teraz ludzka sylwetka. Zaraz potem jeszcze jedna, wyraźnie ludzka, ale wyglądało to, jakby ów człowiek miał na głowie pióropusz. Dylan odezwał się chrypiącym głosem:
– Co się dzieje?
Victoria aż klasnęła z radości w dłonie.
– Nareszcie! Jak się czujesz? Jesteś ranny? Widzieliśmy, jak wygrzebujesz się z wody i tracisz przytomność... Ernesto opuścił mnie tutaj, mam apteczkę!
Coraz więcej postaci gromadziło się na szczycie groty.
– Czy Ernesto to ten na górze? – wychrypiał Dylan.
– Tak – Victoria nie uniosła nawet wzroku – Co z Petem i Ash?
– A ci pozostali ludzie?
Źrenice dziewczyny skurczyły się w jednej chwili. Dopiero teraz spojrzała w górę. Było tam zdecydowanie zbyt tłoczno...
Nagle rozbrzmiały bębny. Wapienne ściany spotęgowały złowrogie dudnienie. Postać na przedzie grupy uniosła ręce nad głowę i zaczęła zawodzić w dziwacznym języku. Niebawem w sadzawce poniżej coś się poruszyło. Victoria skierowała tam światło. Bębny zagrzmiały o wiele mocniej. Powierzchnia wody zmarszczyła się i przez ułamek sekundy widzieli, jak z mrocznej głębi wypadają na nich przerażające bestie!
A potem – potem była już tylko ciemność...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz