Studnia Śmierci cz. 3 z 7
Ernesto patrzył z ukrycia, jak czworo białych ludzi rozbija obóz tuż obok groty. Mężczyźni napinali linki dużego, dwukomorowego namiotu. Kobiety przysiadły obok i przetrząsały plecaki.
Jedynymi jasnoskórymi, jakich Ernesto do tej pory widział, byli ci dwaj dziwacy z białego domu. Ten wyższy co miesiąc przybywał do wioski po zapasy żywności i zwierzęta, które skupowali od nich żywcem.
Ale ta czwórka była zupełnie inna. Byli młodzi, uśmiechnięci i nieustannie rozmawiali. A dziewczyny naprawdę ładne...
– Pete, mówię ci jeszcze raz, jesteś genialny – zaśmiał się Dylan – Nie wiem co robiłeś w laboratorium w środku nocy, ale ta mapa uratowała nam skórę!
Ernesto znał kilka słów w języku angielskim. Znaleźli kiedyś w lesie trzeszczące radio. Pokręcił gałką i słuchali przez parę dni amerykańskiej stacji, dopóki baterie nie siadły. Ale i tak był zdania, że to straszny bełkot.
– Zawsze do usług, stary – Pete wbił ostatniego śledzia i przeciągnął się, ziewając – Schodzimy przed czy po zmierzchu?
Wapienne kamienie na lejowatym stoku skąpane były w pomarańczowym blasku. Ciekawe, co oni zamierzają zrobić?
– Zdecydowanie po – odpowiedział Dylan – W jaskini pora dnia i tak nie robi różnicy, prawda, dziewczyny?
Ernesto zauważył, że teraz młode kobiety włączyły się do rozmowy. Jedna pokręciła głową; druga odgarnęła włosy i zaczęła energicznie gestykulować.
Musiał już iść. Robiło się ciemno, a w nocy lepiej nie przebywać w pobliżu Studni Śmierci.
Chyba, że chce się złożyć ofiarę.
Vicki obejrzała się, gdy wyczuła w zaroślach na górze jakiś ruch. Szerokie, wypukłe liście zadrżały, jakby coś w gąszczu wstało, otrząsnęło się i odeszło. Nieco wyżej różowa poświata gasła nad koronami drzew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz