Dziedzictwo McDyre'a cz. 2 z 7
Podłoga skrzypiała przy każdym ruchu. Kathreene przecierała grzbiety książek, upchanych ciasno na półkach. Regał ciągnął się na całą szerokość ściany. Minie jeszcze mnóstwo czasu, zanim zaprowadzą w tym spróchniałym domostwie porządek. Panna Mogey uprzątnęła salon i sypialnię Państwa. Inne dziewczęta trudziły się w pokojach gości, w kuchni i na holu. Jej przypadła biblioteka. Ale to nic. Za chwilę skończy i będzie miała czas dla siebie. Jak co wieczór, pójdzie do Emeralda, który uczy ją czytać. Wybrała już nawet lekturę na dzisiaj. Wśród starych woluminów rzucił się jej w oczy opasły tom o niezrozumiałym tytule wydrukowanym dziwaczną, powykręcaną czcionką. Kathreene te komiczne litery coś przypominały...
Nareszcie! Koniec na dzisiaj. Gdy tylko dziewczyna schowała szczoteczkę, chwyciła księgę i zbiegła po schodach na dół. Zamykając czytelnię zdążyła jeszcze kichnąć od wzburzonego podmuchem kurzu i niebawem stała przed pokojem Emeralda, pukając delikatnie.
Drzwi otworzył starszy mężczyzna, uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Witaj, Kathy! Byłem pewien, że przyjdziesz. Czekałem na ciebie.
Weszła do środka i usiadła przy drewnianym stoliku. Emerald służył u McDyre’ów jako lokaj od trzech pokoleń. Zawsze w staromodnym fraku, zawsze uprzejmy i zawsze wesoły. Dla Kathreene był niczym ojciec. To on otoczył ją opieką, gdy państwo McDyre wykupili ją z domu dla sierot. Wciąż powtarzał, że jest mądrą dziewczyną i powinna się kształcić. Ona w to nie wierzyła, ale codziennie przychodziła na lekcje czytania, bo lubiła jego towarzystwo.
– Co my tu mamy? – mężczyzna zajął miejsce naprzeciwko i otworzył wolumin. Przewrócił kilka kartek i taksował przez chwilę jedną ze stron wzrokiem. Kathreene czekała, złożywszy dłonie na podołku. Jej jasne włosy lśniły złociście w blasku świecy. Emerald chrząknął i spojrzał na nią. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Gdzie to znalazłaś, skarbie?
Dziewczyna zmieszała się.
– W bibliotece... Sprzątałam tam dzisiaj.
Lokaj podał jej księgę i powiedział krótko:
– Czytaj.
Kathy nachyliła się, zmarszczyła brwi i odgarnęła włosy. Sylabizowała powoli:
– Księ-ga Kul... Kul-tur.
– „Księga Kultu” – poprawił starzec – Czytaj dalej.
– Księ-ga owa o-po-wie wam o zwy-cza-jach waszych przod-ków – przerwała na chwilę, najwyraźniej układając w myślach trudniejszy wyraz – Zw... zwłasz-cza o dniu Sam-hain, w któ-rym zma-rli pows-ta-ją z gro-bów...
– Wystarczy – Emerald zabrał jej księgę i sam zaczął czytać na głos – Gdy noc nastaje, Tarcza Skathach zostaje opuszczona i granice światów zacierają się. Wówczas przodkowie nasi powracają ze strony ciemności i stają przed nami. Ale nie wszędy ukazać się mogą, a tylko w miejscach świętych, gdzie ołtarze stosowne przed wiekami wzniesiono. Są one na ziemi naszej w trzech rodów wielkich posiadaniu: McAreenów, Colgstonów i rodu McDyre. Księga owa zaklęcia zawiera, jakie wykonać należy, aby łaskę przodków uzyskać i krzywdy od nich nie zaznać. A są one, jak następuje... Dalej tekst napisany jest w starym dialekcie gaelickim, którego nawet ja nie pamiętam – stary lokaj podniósł pełen niepokoju wzrok znad stronic – Kathreene... To nie jest legenda. Teraz pamiętam dokładnie, dziad panicza Williama, Joshua, mówił o ołtarzu, który McDyre’owie odziedziczyli wraz z ziemią... On to widział. On widział te rzeczy, Kath... Stanął twarzą w twarz z istotami z tamtego świata, właśnie podczas Samhain. A noc Samhain jest dzisiaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz